Spośród tych tysięcy popołudni i wieczorów, które się zlewają, tworząc jedną, przeraźliwie długą, podziurawioną niczym szwajcarski ser historię, które pewnie można by jakoś uporządkować, miesiące oznaczyć beczkami, a lata cysternami, wyróżniają się te spędzone z Ferdynandem, które można by połączyć w nowe ciągi beczek i cystern. Pamiętam jednak jeden tajemniczy wieczór, krótko po śmierci mego druha, gdy głęboko odczułem, że życie jest bez sensu. Stary Rynek pustoszał, siedziałem samotnie, dopijałem ostatnie piwo. Na dworze wciąż było ciepło. Zdarzało mi się, że czasami zamawiałem piwo z sokiem malinowym, pamiętając dawne zwyczaje mojej matki, która czasem, dla poprawienia humoru, sięgała po cukier. Na chwilę odszedłem do toalety i gdy wróciłem, zobaczyłem osę tańcującą na słomce. Wpadała do napoju, za chwilę się wydobywała, znów wpadała i tak dalej. Nie przerywałem jej. Nie rzuciłem koła ratunkowego, ale też nie pomogłem jej utonąć. Czekałam na finał. Była uparta, niezwykle waleczna, w słodkiej pułapce. W końcu jednak wydostała się na zewnątrz i po słomce pięła się ku górze. Potem spacerowała wycieńczona po krawędzi szkła.
Bartłomiej Siwiec Libros



Wypadek na ulicy Starowiślnej
- 240 páginas
- 9 horas de lectura
Pełna wdzięku i lekkiego dowcipu opowieść o dwóch obliczach Krakowa tego współczesnego i z... 1900 roku, kiedy pod Wawelem można było zbierać poziomki, a serca biły zdecydowanie mocniej W momencie, w którym Lucyna znajduje w Internecie notatkę o swoim pradziadku, sierżancie krakowskiej straży ogniowej, jej życie zmienia się nie do poznania. Kobieta rusza tropem rodzinnej tajemnicy w poszukiwaniu niesfornego przodka, jednak jak się okazuje śledztwo przyniesie jej znacznie więcej niespodzianek, niż przypuszczała. Jedna z nich ma na imię Tadeusz i jest niezwykle pociągająca. Lekko napisana opowieść, bezpretensjonalna i klimatyczna. Historia z przeszłości jest zgrabnie wpleciona we współczesne wydarzenia. Lektura przyjemna, ale tez skłania do refleksji: o przemijającym czasie, o wadze więzi rodzinnych i relacji z ludźmi.
Nie po raz pierwszy się okazuje, że trzeba niebywałego oka, ucha i talentu, żeby pisać o współczesności prosto, barwnie i zarazem odkrywczo. Z góry wiemy, jak wielu ludzi z wielkim wykształceniem mało dostrzega zła, bzdury i głupoty, i domyślamy się, ilu wiersze Bartłomieja Siwca przyjmie ze zdumieniem. Ale niech one ich podkręcą. Są dokuczliwe, choć w czytaniu bardzo przyjemne i zawierają sporo dobrego smaku, wcale nie z puszki. Piotr Mldner-Nieckowski Po co poecie poczucie humoru? O, nie po to, żeby wywoływać śmiech, nie jest przecież wesołkiem, opowiadaczem dowcipnych historii. Żeby dostrzegać wielowymiarowość prawd mówiąc w skrócie. U Bartłomieja Siwca humor służy ironii, co wpisuje się w bogatą tradycję polskiej poezji i dobrze robi wierszom. Anna Nasiłowska