Compra 10 libros por 10 € aquí!
Bookbot

Mackiewicz Józef

    Jozef Mackiewicz fue célebre por su prosa extraordinariamente realista, en la que ningún tema estaba fuera de los límites. Sus obras profundizan en las duras realidades de los acontecimientos históricos y la naturaleza humana, explorando la vida bajo la ocupación soviética, la esencia del comunismo y las complejidades de la fe. El estilo literario de Mackiewicz se caracteriza por su cruda honestidad y su profundo compromiso con la verdad, ofreciendo a los lectores una mirada impávida a circunstancias difíciles. A pesar de períodos de disponibilidad limitada, sus escritos están experimentando un renacimiento, ya que su enfoque sin remordimientos resuena en una nueva generación de lectores que buscan experiencias literarias auténticas.

    Droga donikąd
    W cieniu krzyża
    Prawda w oczy nie kole
    Sprawa mordu katyńskiego
    Zwycięstwo prowokacji
    Kontra
    • 2023

      Rola emigracji polskiej: poza granicami dyspozycji państwowej sowieckiej utworzyć ośrodek, bez istnienia którego Polsce grozi zagłada. Nie chodzi o to, żeby ten ośrodek budził ducha nienawiści do Sowietów. Nienawiść przyjdzie sama. O to postara się bez nas reżym sowiecki. Ale chodzi o to, żeby nienawiść ta nie była nienawiścią zbitego psa, bezsilną, platoniczną. Chodzi o to, żeby ten ośrodek budził ducha oporu. Wsam opór czynny, jak już to wyłożyliśmy, nie wierzymy. Ale duch oporu musi żyć. Bez ducha oporu zginiemy. Ten zaś duch oporu w Narodzie Polskim pod okupacją sowiecką może wtedy tylko istnieć, gdy bazować będzie na głębokim przeświadczeniu i wierze, że tam, za granicą, istnieje i walczy polski ośrodek polityczny. Nie zapominajmy chociażby o tak potężnym czynniku, jakim się dopiero w wojnie okazał B aparat radiowy. Naród Polski pod bolszewikami siły swe czerpać będzie nie ze śp.Sienkiewiczów i Mickiewiczów (nb.przyprawionych przeciw Niemu), a z aktualnych audycji Radia Polskiego. Zliteratury, której w kraju drukować nie będzie wolno...

      Optymizm nie zastąpi nam Polski TW
    • 2022

      Jeszcze mały traktat o ptakach. Oswojenie, jakie bywało sensacją dla nas w Londynie, to zero w porównaniu do Monachium. Nagle, od roku (kto zaczął pierwszy naturalnie nie wiadomo) wszystkie trzy gatunki sikor (bogatka, modra i czarno główka) zaczęły jeść z ręki. Wchodzisz do parku (my mamy olbrzymi: Nymphenburg), a niektóre wprost nalatują na ciebie i nie dają przejść. Naturalnie trzeba znać ich charakter: to dla nich sport, bo żarcia mają o tej porze pod dostatkiem i są owadożerne. Ale nie! One muszą koniecznie jeść z ręki bułkę, albo konopie. Doszły do tego, że konopie, które jak wiesz nie łuszczą, jak ziarnojady, lecz kują kują tobie w palcach. Moja żona zrobiła się entuzjastką ptaków. Dla niej to też największy sport, a rekord dotychczasowy: sześć sikorek jednocześnie na jednym ręku! Trochę ociągając się, poszły za sikorkami kowaliki. Ale te jak krokodyle: nie ruszy się z dłoni, dopóki nie nabierze 4-5 ziarnek konopi i wtedy dopiero odlatuje na drzewo, aby je kuć.

      Dzieła T.34 Listy
    • 2021

      Wszyscyśmy wtedy wiedzieli o rozgromie, o panicznym odwrocie i o tym, że mimo odezw i plakatów, Wilna nie obronimy. Pamiętam, w jakimś miejscu rozchyliła się nagle zasłona kurzu i ujrzałem tuż przy drodze, w zbożu leżący, rozbity samolot. Skrzydło aeroplanu sterczało bezradnie pośród kłosów żytnich. Za chwilę kurz przysłonił znów oczy. Ten widok jednak utrwalił się w mojej pamięci. Złamane skrzydło, jak symbol przegranej wojny sterczące w zbożu, widziałem przed sobą tego dnia, kiedyśmy wszyscy jechali w półsennej malignie zmęczenia i apatii na front. Było źle, a później coraz gorzej. Oddaliśmy Wilno bolszewikom i cofali dalej na południe. Już w pierwszej bitwie zapomniałem o złamanym skrzydle aeroplanu. Często, pisząc o sprawie wileńskiej, lub stosunkach polsko-litewskich, nie możemy się w Wilnie zdobyć na chłodną rozwagę. To prawda. Może zbyt bezpośrednio odczuwamy te sprawy, tym niemniej przyznać musimy, iż rozumiemy je głęboko i naszym naturalnym prawem jest zabieranie w tej materii głosu. Ale bywa, że uczucie goryczy przeważa w niektórych wypadkach nad możliwością roztrząsania rozumowanego. Wtedy piszemy nie z mózgu, a z serca. Myliłby się ten, kto osądza w czambuł, iż na dzisiejszej Litwie kowieńskiej nie powstała żadna nić łącząca ją z dawną Litwą historyczną, prócz godła państwowego. Widzieliśmy tam odruchy piękne i bliskie nam podejścia do tradycji. Przykładów można by przytoczyć szereg. Czasem się zdaje, że ot lada chwila znajdziemy coraz więcej wyrazów we wspólnym słowniku. I znów nagle, jak lodowata nawałnica, spada wieść z Kowna, która ostudza wszelki zapał. Kochana, stara Ryga! W jej krętych, wąziutkich uliczkach przybrzeżnych, w jej ładownych towarami witrynach, wśród starych sreber i starych książek przyczaił się jeszcze Gemt beztroskiego handlu. Bywa wieczorem, z okna do okna, patrzą ku sobie na piętrze, zapalone pod abażurem lampy. Dorożka konna głośnym echem klepie po kamieniach. Bramy zawarte. Na moście palą się już cegliste latarnie i w pięknym ich odblasku burzą się fale morza, napierając na fale Dźwiny. Kołyszą się barki u mola. Zabawne też są i niezgrabne holowniki. Z czerwonym światłem, głęboko siedząc w wodzie, krążą wokół wielkich statków jak wodne jamniki. Józef Mackiewicz

      Dzieła T.31 Najstarsi tego nie pamiętają ludzie
    • 2021

      Uczyłem się średnio, prawie źle. Gorzej w szkole polskiej niż w rosyjskiej. O szkole rosyjskiej zachowałem wspomnienia przyjemne. Lubiłem ją nawet. Szkołę polską wspominam z niechęcią. Ażeby zachować obiektywizm, którego jestem więcej niż entuzjastą, bo szczerym fanatykiem (jak dziwnie czasem kojarzą się słowa!), muszę podkreślić, że szkoła rosyjska przypadła na okres klas wstępnej, pierwszej, drugiej... czyli na okres dzieciństwa, najczęściej opromieniany wewnętrznym szczęściem. Szkoła polska na lata głodu, wojny, pierwszych rozczarowań, pierwszych zawodów. Nie znoszę kolei. Nie znoszę tym bardziej, im częściej wypada mi nią jeździć, lub tym więcej, im częściej wypada mi jeździć końmi, samochodem czy samolotem. Miarowy stukot, miarowy stukot!... To jedno godne jest uwagi poetycznej, w chwilach, gdy pociąg skacze przez weksle (cóż za przypomnienie!) i biegnie po spojeniach szyn w... Nie, właśnie nie widzimy dokąd. Ględzenie o wielkiej przestrzeni, czy też czarnej dali jest wyskokiem fantazji literackiej ponad tender, czy brankard i lokomotywę, których też nikt nie widzi, a które posyłają nam z przodu całusa z kurzu węglowego i dymu. Wewnątrz są tylko lampy i nadpisy: Nie wychylać się!... hłopi rzadko chwytają za kosy. Pod Racławicami kazał im kuć je na sztorc Kościuszko. W powstaniach późniejszych kazała im szlachta iść razem ze sobą na Moskala z kosami, a poszli nie w Polsce rdzennej, tylko na Litwie właśnie. Kosa jest symbolem chłopskiej broni. Na majątki tej samej szlachty za bolszewickiej rewolucji szli z gołymi rękami, by brać, co im bolszewicy do grabienia dawali. Ale za kosę sami porywają rzadko, w obronie własnej, ściśnięci rozpaczą, w obronie mienia chyba, gdy już innej drogi nie widać. Druskieniki widziałem po raz pierwszy w roku 1920. Przeprawiałem się wpław przez Niemen na prawy brzeg koło wsi Św.-Jańsk. Na południe, w Grodnie, byli jeszcze bolszewicy. Październik. Rano, we wsi, wilki zagryzły 30 owiec. Pojechałem dalej puszczą i z wysokości siodła widziałem z dala spiętrzone budynki Druskienik, na wpół zwęglone, opuszczone, dziwaczne w swym burżujskim pretensjonaliźmie do starych dobrych czasów. Po prostu bywszaja dacznaja miestnost'. Gwizdały nad nią kule, a kurz na ich ulicach wznosiła kawaleria. Wtedy był jeszcze most Józef Mackiewicz

      Dzieła T.32 Nie wychylać się!
    • 2021

      Swoim zwyczajem, nabytym od obcowania z naszymi chłopami, rzecz opowiem z ogródkami, od strony rynku końskiego począwszy. Kupiliśmy z sąsiadem na Ponarskim Rynku w Wilnie czarnego wałacha i poszli na Zawalną, róg Rudnickiej, gdzie, jak zapewne pamiętają wilnianie, był taki duży sklep żydowskiego rymarza. Właśnie żydek zdejmował miarę na chomąt, a ja ujrzałem w kiosku jakieś pismo w wydaniu zeszytowym, po polsku, pt. Nowe Widnokręgi. Zanim zdążyłem je otworzyć, zdarzył się wypadek, że do komisariatu milicji wpłynął meldunek o ukradzeniu komuś tam karego konia. Milicjant wyszedł, ziewając (komisariat był tuż), łapą przytrzymał szczękę, błoto, ziąb, chmurno. Spojrzał w niebo, po czym w ulicę i dostrzegł mojego wałacha. Zaraz: cap! Do komisariatu. Zgoła natomiast śmiesznie brzmią takie terminy jak czerwony car, czerwony absolutyzm itp. Terminy te używane są z wyraźną intencją, aby straszyć nimi modną dziś w świecie demokrację, w uczciwym czy udanym przekonaniu, że dawne monarchie stanowiły antytezę prawdziwej demokracji. Argument taki może mieć nawet widoki powodzenia, bo ignorancja mas wzrasta w stopniu wprost proporcjonalnym do czytelnictwa, jakkolwiek stwierdzenie to wydać się może świętokradztwem. Ale tak już jest: polityczna demagogia w postaci druków nie uświadamia mas, a je ogłupia. W ten sposób dzisiejsze demagogiczne pojęcie demokracji stało się nie tylko pustym frazesem, ale nieraz uciążliwym, otumaniającym reżimem, miast reprezentować ideały wolności i ideały demokratyczne. Gdyby się tak nie stało, to ludzie pamiętający jeszcze czasy sprzed roku 1914, nawet bez wystawiania swej odwagi cywilnej na próbę, musieliby głośno przyznać, że swobody właśnie charakteru demokratycznego większe były pod berłami cesarskimi, niż w następnym okresie demokracyj i socjalizmów różnych odcieni, nie mówiąc już o narodowym socjalizmie Hitlera i komunistycznym socjalizmie Stalina. Z tymi wadami wydaje się mi też tak, że wybraliśmy sobie za narodowe, takie z ich liczby (bo bez wad nie ma narodu), które od biedy idą najlepiej do twarzy. Jestem przekonany, że częściej okłamujemy siebie właśnie, wytykając swoje rzekomo charakterystyczne wady, niż gloryfikując się w auto-panegirykach. Józef Mackiewicz

      Dzieła T.33 Wrzaski i bomby
    • 2020

      Dzieła T.28 Listy (Chmielowiec)

      • 522 páginas
      • 19 horas de lectura

      Nagle olśniło mnie, dlaczego, będąc przyrodnikiem, i całe życie marząc o napisaniu noweli o zwierzętach, nigdy tego nie mogłem zrobić, chyba wpadając w anegdotę i antropomorfizm. Tak samo myślałem o napisaniu noweli szachowej (naturalnie nie la Zweig) kiedyś mówiliśmy o tym? Myśli Pan, że to możliwe? Pan jako utalentowany pisarz i utalentowany szachista zarazem (czytałem o tym w Dzienniku Polskim!) powinien jednak spróbować. ... Józef Mackiewicz do Michała Chmielowca Ornitolog z wykształcenia Mackiewicz umiał barwnie opowiadać o przyrodzie. Zafascynował wszystkich, nawet dzieci. Nie było mieszczańskiego mieszkanka w Monachium. Tu panowała w tej chwili głęboka puszcza litewska. ... Mackiewicz znów zaczął barwnie opowiadać głównie o Rosji carskiej, o ludziach i zwyczajach tamtej epoki, zdarzeniach. Gdy wyszła książka Sprawa pułkownika Miasojedowa, różne postacie tej powieści odnalazłam jak starych znajomych, a także sceny z ich życia przypominały się jakbym je sama na własne oczyoglądała. Irena Chmielowcowa, Biesiady z Mackiewiczami, DPiDŻ 1987 nr 49 Powodzenie, nawet na małym podwórku i wychodzone, nie wpływa na piszących dobrze. Oczywiście, uprzyjemnia życie, ale prawdziwe życie pisarza zaczyna się po śmierci. Niestety, ja dla siebie i na nie nie mogę liczyć, ale wierzę w pozagrobowy żywot literacki Józefa. Mimo usilnych zabiegów współczesnych, także na emigracji, żeby mu rangi literackiej odmówić, chociażby przez utrącanie wydań w językach obcych. Barbara Toporska do Michała Chmielowca Być może dlatego nam Polakom tak trudno jest rządzić się demokratycznie że cierpimy na dwojakie wynaturzenie zmysłu krytycznego: przeciwnika potępia się u nas bezapelacyjnie, nie zostawia na nim suchej nitki, wyłącza wszelki kompromis. A z drugiej strony jest się ogromnie pobłażliwym dla wszelkiej przeciętności, nie szanuje się hierarchii, podziału łudzi na wybitnych i tych, co nie wynajdą prochu. Pierwszych zagryzamy, z drugimi się cackamy w krytyce. Michał Chmielowiec, Bajki, prawdy, morały...

      Dzieła T.28 Listy (Chmielowiec)
    • 2020

      Wydaje się, że z moralnego znaczenia zewnętrznych objawów rycerskości nie wszyscy zdają sobie sprawę. Najpiękniejszym bodaj przykładem jest hołd oddawany poległym w wojnie przeciwnikom. Niewątpliwie zawiera moment szlachetnej pobudki, a więc moment wychowawczy, gest estetyczny, w pełni odpowiadający rycerskim tradycjom. ... Trzeba przyznać, że Niemcy robili to bardzo ładnie. Ich cmentarze poległych Rosjan na przykład, mało się różniły pod względem pietyzmu i wojskowej opieki, od cmentarzy żołnierzy własnych. Dobieranie krzyżów prawosławnych, stylizacja napisów, mówiących z reguły o śmierci bohaterskiej, mogłoby służyć za przykład takiej tradycji rycerskiej i świadczyć jednocześnie o jednej z nielicznych, niestety, pięknych kart Wielkiej Wojny. Pomniki swym przeciwnikom wystawiali Niemcy zarówno na swojej ziemi, jak obcej. ... Zaborczy rząd rosyjski przejawiał również w tym kierunku pewną tolerancję. Oczywiście nie budował pomników żołnierzom polskich powstań, tak samo, jak my nie projektujemy dla poległych żołnierzy armii Dybicza czy Paskiewicza. Ale oto w roku 1914, na skwerku koło kościoła Św. Katarzyny, przy ul. Wileńskiej w Wilnie, stanąć miał pomnik poległym i zmarłym Francuzom z roku 1812. Słowo szpieg było zawsze określeniem ujemnym, stanowiło o pewnego rodzaju pogardzie tego zawodu. Z pewnego rodzaju złowieszczym lekceważeniem wymawialiśmy... szpieg. Dlaczego? Wychowanym w tradycjach rycerskich, zdawało się nam, że tylko człowiek otwarcie występujący do boju, jako równy z równym, zasługiwać może na szacunek, na słowa uznania i podziwu. Szpieg to jest człowiek zawsze przebrany, a więc ukrywający własne oblicze, działający cichaczem, a więc nie wystawiający własnej osoby na takie ryzyko. Poza tym musi być z reguły podły, tchórzowaty, nikczemny, chytry. Powoli pojęcia te ulegały ewolucji. Dopiero wielka wojna światowa pokazała nam prawdziwego szpiega. Jego znaczenie, jego poświęcenie, bohaterstwo nieraz. Zasługi człowieka wywiadu, pojedyńczego człowieka równają się zasługom tysięcy nieraz żołnierzy na froncie. ... Stało się więc tak, że z jednej skrajności wpadliśmy w drugą i kult szpiega rozpowszechnił się w romansach, powieściach, pamiętnikach, publicystyce... Przesada! Zawód wprawdzie jest istotnie niebezpieczny bardzo, ale pracuje w nim jednak znikoma zaledwie ilość naprawdę ideowych, owianych patriotyzmem. Większość, jak poprzednio, tak i nadal pozostało płatnymi ajentami, sprzedającymi swą pracę, wiadomości i ryzyko życia za pieniądze. Józef Mackiewicz

      Dzieła T.30 Gest rycerskiej tradycji
    • 2019

      Drogi Panie Józefie! Nie mam zwyczaju chwalić i przechwalać, podziwiać, przypodobać, zachwycać się. Ale właśnie zachwycam się wspomnieniem o Pawełku, mimo że w Pana pojęciu to drobiazg bez wagi czy znaczenia. To więcej niż majstersztyk. Nie żaden nekrolog, czy wspominek. To utwór do arcypolskiej antologii, piękne, mądre i głębokie dziełko ... Podziwiam Pana i najszczerzej gratuluję za prawdziwą beletrystykę, łączącą kunszt prozy+liryka+esej+pamiętnik+polityka+przyroda+przyjaźń+czułość+wiele innych znakomitych rzeczy. Już czytałem 2 razy i będę nieraz do tego wracał. Jakiż z Pana mistrz! ... Juliusz Sakowski, 9 stycznia 1976 Drogi Panie Józefie, Myślę, że jeżeli czytelnik miał dużo przyjemności obcując z jakąś książką, to powinien wyrazić swoją wdzięczność autorowi. Tak jest ze mną i z Pana książką Fakty, przyroda i ludzie. Jest to książka znakomita i jeżeli Pan ją uważa za appendix do swoich powieści, to Pan się myli, bo ma ona swoje życie odrębne i nawet stwarza dla siebie szczególny gatunek. Tytuł nie jest dobry, jako że nie oddaje pewnej jednolitości postawy i tonu, zanadto podkreśla przypadkowość i różnorakość. Mnie naturalnie najbardziej w niej nęci obecność Wilna, jak i to, że jest Pan podobnie jak w powieściach, jedynym polskim autorem do tego stopnia wolnym od nacjonalizmu. No, a dwa rozdziały o Ponarach i Katyniu powinny wejść w skład każdej przyszłej chrestomatii literatury polskiej. Wydaje mi się, że weszliśmy w okres wielkich przewartościowań literatury polskiej XX wieku, zwłaszcza tam wszędzie, gdzie chodzi o prawdomówność. A że Pan był zawsze pisarzem prawdomównym, miejsce Pana będzie coraz wyższe. A ta obecna książka znajdzie się wśród kilku najwyższych pozycji prozy. Niestety z wielu polskich prozaików, takich jak Żeromski czy Reymont, został tylko papier. Dłoń Pana ściskam Czesław Miłosz, 12 czerwca 1984

      Fakty, przyroda i ludzie
    • 2019

      Ja bym powiedział, że literatura jest jak atmosfera, którą stwarza, jak pogoda dnia i nocy. Albo jest dobra, albo jest zła: niezmiennie, czy za Ludwika I, czy za Ludwika XXI, gdyby taki kiedyś zapanował. Słońce świeciło i świeci jednakowo. Albo go nie ma, za chmurami. I deszcz pada jednakowo. I tak samo bywa przyjemnie, lub przykro. Dla mnie osobiście kryterium jest odczucie radości, gdy np., powiedzmy, w ciągu pochmurnego dla mnie dnia szukam w myślach czegoś przyjemnego na pocieszenie, i nagle przypominam sobie: Acha, wrócę do domu, i będę czytał książkę Sakowskiego!... Józef Mackiewicz Pretekstem ... stał się artykuł Józefa Mackiewicza pt. List pasterski ... Tylko pretekstem, bo ... nie chodziło o polemikę z tezami tego artykułu ... ale jedynie i wyłącznie o skorzystanie z tak godnej i dogodnej sposobności do rozprawy z osobą autora w sposób dyskwalifikujący go nie do przyjęcia przez żadne szanujące się (i swą przyszłość) pismo. ... Wiadomości nie mogły i nie chciały ... się na to zgodzić, nie tylko ze względów prawnych, ale i z uwagi na obowiązującą zwykłą przyzwoitość wobec autora, którego drukowały od szeregu lat, który niemal od początku istnienia ich na emigracji należał do stałych, wybitnych i najpoczytniejszych współpracowników. ... Okazuje się, że ... ważniejsze i pilniejsze od czegokolwiek innego jest zmuszenie do zamilknięcia pisarza, mogącego drażnić kontrowersyjnością swych wystąpień, ale znanego z bezkompromisowej postawy antykomunistycznej. ... Wiadomości będące kontynuacją przedwojennych Wiadomości Literackich, założonych przez Mieczysława Grydzewskiego, były, są i będą redagowane na zasadach, które mu zawsze przyświecały i przyczyniły się do tego, że tygodnik ten istnieje nieprzerwanie i pod tym samym naczelnym kierownictwem od 45 lat, co stanowi rekord w dziejach prasy, nie tylko polskiej. ... Polegają one na kwalifikowaniu utworów na podstawie ich wartości, a nie osoby autora, na dopuszczaniu odmiennego zdania i nawet najostrzejszej krytyki ale zarazem na fair-play i dobrych obyczajach. Z tej drogi Wiadomości nie zejdą. Juliusz Sakowski, Zamykam list otwarty Za terror odpowiedzialni są i ci, co go robią, i ci, co się na niego godzą. Terror jest obalaniem norm przyzwoitości, obyczajności politycznej, i wprowadzaniem praw chuligana. Terror akowski w czasie nocy okupacyjnej był tylko faktem, któremu sprzyjały okoliczności, terror akowsko-FE w biały dzień emigracyjny jest hitleryzmem. ... Nam, proszę Pana, jest rzeczywiście bardzo trudno żyć i chorować w nędzy. Ale na tym nasze prywatne przykrości się kończą. Józef, jak myślę, ma zbyt mocną pozycję w literaturze polskiej, by musiał się kłopotać, że go oszczercy pogrążą na wieki. Pogrążą siebie. Bo trudno mi przypuścić, by przyszli historycy literatury wstrzymali się od dociekliwości i nie dotarli do mechanizmu tych rozróbek. Barbara Toporska

      Dzieła T.27 Listy (Sakowski)
    • 2018

      Józef Mackiewicz na osnowie ludzkich przeżyć pisze historię, ona jest bohaterką książki. Nie umiem sobie inaczej wyjaśnić, dlaczego gdzieniegdzie świetną kompozycję powieści rozrywa, rozsadza jakby, publicystyka dowodów, cytatów, cyfr, skąd nagle pośrodku znakomitego toku narracji mapy, po co dokumentacja rozkazów dziennych, listów, telefonogramów, świadków i raportów? Rzecz to niezmiernie ciekawa, jak to suche, rzeczowe autentyzowanie przydaje książce napięcia miast je przerywać, jak podnosi zainteresowanie czytelnika na jakiś wyższy poziom, bardziej jeszcze chciwy tych wszystkich faktów. W tym właśnie niemal antypowieściowym chwycie ujawnia się najżywiej rasowy, nieomylny artyzm Józefa Mackiewicza. Osobno trzeba by napisać o języku Mackiewicza nie o zaletach prozy, znakomitych stylistycznie skrótach, śpiewnych frazach, ale o jej werystycznym, okrutnym słownictwie żołnierskim, o dosadności przekleństw i wulgarności. W tym szczególnym języku odkryć można najbardziej rozmaite pierwiastki i kabalistyczne zaklinanie losu, i jego prowokację, i celowe bluźnierstwo, jako kompensację podświadomej religijności, i samoobronę przed strachem i psychicznym szokiem, i ucieczkę przed słabością, i wmawianie sobie męskiej krzepy, i próbę sprostania grozie życia przez brutalność ekspresji To wszystko i jeszcze coś poza tym, jeszcze coś tajemniczego, nie rozwiązanego dotychczas przez dociekania psychologiczne to wszystko składa się na język żołnierski, który Mackiewicz oddaje, notuje z muzyczną wiernością jego kadencje. Książką Józefa Mackiewicza jestem głęboko przejęty, poruszony, z serca mu dziękuję. Marian Hemar, Lewa wolna, Tydzień Polski (Londyn) 1966 nr 3

      Lewa wolna